Jak powstał Lokalny Rolnik?
Drodzy,
projekt Lokalny Rolnik działa już od 2014 roku, cieszy się coraz większą popularnością i wspierany jest wieloma pozytywnymi głosami. Pytacie jednak o inspirację i źródło naszego przedsięwzięcia. Myślimy, że czas najwyższy podzielić się z Wami historią, która doprowadziła do tego, że co tydzień odbieramy zakupy wysokiej jakości, cieszymy się lepszym zdrowiem oraz coraz bardziej świadomie wspieramy i dbamy o swoje organizmy. Serdecznie zapraszamy do lektury.
Sylwia i Andrej Modic – Założyciele Lokalnego Rolnika
Zarja urodziła się w 2009 roku. Wtedy jeszcze nic nie zapowiadało odysei medycznej, jaką niebawem mieliśmy odbyć. Nasza córka cierpi na autyzm i jak wiele dzieci dotkniętych tego rodzaju zaburzeniami rozwojowymi, musi stosować się do specjalnej diety. W krótkim czasie okazało się, że Zarja reaguje bardzo silną alergią na konserwanty. Postanowiliśmy zaopatrywać się w żywność w jednej z sieci marketów z produktami ekologicznymi. Niestety manewr ten okazał się być niewystarczający, ponieważ jedzenie tam kupowane nadal działało na córkę uczulająco. Szczególnie mocno utkwiła mi w pamięci historia z ekologiczną cukinią rodem z Hiszpanii kosztująca 30 zł za kilogram, która tak była unurzana w konserwantach (w końcu musiała jakoś przebyć ponad 1000 kilometrów), że Zarja wylądowała w szpitalu z zapaleniem oskrzeli. Ale to nie był jedyny przypadek. Przynajmniej raz na trzy miesiące mała przechodziła kilkutygodniową gehennę, do tego stopnia, że lekarze wkroczyli ze sterydami.
Z jednej strony, jako rodzice, czuliśmy się bezsilni wobec cierpień córki i zdesperowani, ponieważ na gwałt potrzebowaliśmy rozwiązania, które przyniosłoby jej ulgę oraz przywróciło zdrowie. Z drugiej zaś, te wszystkie okoliczności wznieciły w nas niebywałą determinację do możliwie najszybszego i skutecznego rozwiązania tego zdrowotnego pata. Zdecydowaliśmy, że będziemy kupować produkty, które pochodzą z okolic miasta, w którym mieszkamy, aby uniknąć zbędnych „żywnościokilometrów” i nieludzko długiego łańcucha dystrybucji oraz pośredników w sprzedaży towaru. Poza tym położyliśmy nacisk na to, aby poznać źródło, z którego nasze spożywcze zakupy pochodzą.
Na pierwszy ogień poszły lokalne bazarki, które jednak nie sprawdziły się. Sprzedawcy ubarwiali rzeczywistość, nie znali składów produktów, a przez to wprowadzali w błąd. Nie zraziliśmy się nieudanym premierowym rekonesansem. Udaliśmy się na zyskujące wówczas popularność targi zdrowej żywności, które skupiały osoby oferujące generalnie dobre i zdrowe produkty. Okazało się, że diabeł tkwi w szczegółach i czekało nas kolejne rozczarowanie. Niektórzy wytwórcy przemilczeli, że kiełbasy, parówki i inne wędliny mają skład podobny do tych, jakie można dostać w sieciach dyskontów i supermarketów. Produkty były obficie wzbogacone substancjami noszącymi sygnaturę „E” oraz sporym arsenałem ulepszaczy. Na stoiskach nie zostały wyeksponowane etykiety z informacjami o wyrobie, dopiero moja dociekliwość spowodowała, że poszczególnie wystawcy udostępnili mi je do wglądu. Włosy mi dęba stanęły, gdy zobaczyłam ten rozkoszny ogród substancji konserwujących i wzięła mnie zwykła wściekłość, że na kanwie mody, ludzie znaleźli kolejny pomysł na biznes, zupełnie nie troszcząc się o jakość oferowanych produktów. Czułam jednocześnie coraz większe zniecierpliwienie, ponieważ szukając alternatywnych źródeł odżywiania dla mojej rodziny i kontynuując rozpoznawanie rynku targów żywności, nadal nie znajdowałam kompleksowego rozwiązania naszych problemów.
Ratunek ze Słowenii
Skoro góra nie chciała przyjść do Mahometa, Mahomet przyszedł do góry. Sytuacja stawała się naprawdę nagląca, byliśmy zmęczeni nieznośnym sprintem, jaki odbywaliśmy w poszukiwaniu właściwych produktów do spożycia. W Andreju zaczęła dojrzewać myśl, że skoro nie możemy nigdzie znaleźć tego, czego potrzebujemy, to trzeba uruchomić takie przedsięwzięcie samodzielnie. Oprócz koncepcji mieliśmy jeszcze jeden atut. Mianowicie pochodzenie Andreja.
Słowenia jest krajem o wysokiej kulturze i świadomości dobrego jedzenia. Jego rodzina zaś ogromną wagę przywiązywała do lokalności produktów, które spożywają. W związku z tym od najmłodszych lat miał okazję obserwować, jak jego ojciec dokonuje zakupów u lokalnych wytwórców. Do dzisiaj senior Modic ma swojego stałego rzeźnika, producenta miodów, pana od warzyw, owoców i nabiału, a w supermarkecie był cały jeden raz – 10 lat temu. Rodzice Andreja stawiali na wyroby o znanym sobie pochodzeniu. W przypadku mięsa i wędlin postępują podobnie. Rzecz jasna, nie są w stanie przetworzyć i skonsumować całej krowy, dlatego skrzykują znajomych i sąsiadów zainteresowanych uzupełnieniem lodówki o najwyższej jakości mięso wołowe, tworząc w ten sposób nieformalną grupę zakupową, która stale funkcjonuje.
Uzmysłowiliśmy sobie, że warto tę ideę przeszczepić na polski grunt. U fundamentu pomysłu legło postanowienie o zbudowaniu i udostępnieniu wspólnej płaszczyzny dla osób świadomych, dbających o zdrowie, pasjonatów kulinarnych oraz wszystkich tych, którzy szukają dla siebie nowych rozwiązań w dziedzinie filozofii żywienia. Wszystko oparte na przejrzystych i zrozumiałych dla uczestników warunkach, produktach najwyższej jakości od znanych i sprawdzonych przez nas wytwórców, w uczciwej cenie oraz punktach odbioru wyrobów zlokalizowanych jak najbliżej ich miejsca pobytu.
Zabawa w detektywa
Jak mówi przysłowie, gdzie diabeł nie może, tam babę pośle. W związku z tym wcielam się w spożywczego Sherlocka Holmesa, odwiedzam gospodarstwa, zaglądam do chłodni i lodówek, nawiedzam obory, w których sprawdzam warunki hodowli zwierząt (co jedzą, czy mogą się swobodnie przemieszczać), a także doglądam standardów przechowywania produktów. Gwoli ścisłości, swojego Watsona jeszcze się nie dorobiłam, ale może z biegiem czasu to się zmieni. Wracając jednak do tematu, nie poprzestajemy wyłącznie na wyrobach. Interesuje nas historia powstania gospodarstwa, jego tradycje, ludzie, które za nim stoją, po to, aby ściągnąć z producentów maskę anonimowości i pokazać konsumentom, że za danym towarem stoi człowiek z krwi i kości.
Wybieramy drobnych wytwórców i rolników, nie współpracujemy z dużymi graczami rynku spożywczego, których produkcja ma charakter masowy. Zapewniamy im zbyt, a oni odwdzięczają się nam towarami najwyższej jakości wykonanymi na specjalne zamówienie klientów. Nie zapraszamy hurtowo do współpracy wytwórców, mimo że coraz więcej ich się do nas zgłasza. Zanim dojdzie do kooperacji, odwiedzamy ich gospodarstwa, pola i zakłady nawet kilkukrotnie, ponieważ chcemy mieć stuprocentową pewność, że produkty są zdrowe, pozbawione konserwantów i ulepszaczy, oraz że nie mamy do czynienia z żywnością o niedostatecznych standardach przyozdobioną modną etykietą ekoproduktów. Nie certyfikaty są dla nas najważniejsze, a pochodzenie wyrobu, człowiek, który za nim stoi, jego historia, a także pasja wkładana w przygotowanie żywności. Stawiamy na przejrzystość i klarowność, stąd dokładne składy produktów zawierające wszystkie niezbędne informacje, w tym dla alergików.
Za pośrednictwem nowatorskiej platformy budujemy miejsce spotkań wytwórców z konsumentami. To co warte jest podkreślenia, to fakt misyjności, która stoi u podstaw naszej działalności. Z jednej strony rewolucjonizujemy dotychczasowy model sprzedaży produktów tradycyjnych, ekologicznych i z certyfikatami, a z drugiej wracamy do korzeni. Dotyczy to nie tylko jakości jedzenia, jego aspektów odżywczych i zdrowotnych, ale także filozofii jego spożywania, celebracji i wspólnotowości. Wspieramy rozwój zaufania na poziomie społecznym i zachęcamy tym samym do współpracy, zaangażowania oraz świadomego działania w kontekście osobistego rozwoju. Tworzymy i wspieramy lokalne społeczności, w dobie powszechnej informatyzacji przywracamy więzi sąsiedzkie, dajemy ludziom z okolicy możliwość zapoznania się oraz uczestnictwa w czymś więcej niż zwykłym kupowaniu. Wszyscy bowiem, będąc częścią grupy, realizujemy ideę, w której sprzedawanie i kupowanie jest środkiem do celu, nie odwrotnie.
Targowisko, jakiego jeszcze nie znacie
Widzimy się w roli wirtualnego targowiska, w związku z czym nie kupujemy produktów od rolników i nie sprzedajemy ich dalej, jak robią to sklepy. W ramach naszej działalności wytwórcy są w pełni samodzielni, ustalają ceny, dysponują firmowymi podstronami na platformie Lokalny Rolnik i otrzymują informację zwrotną na temat swoich produktów w postaci opinii klientów. To dopiero początek naszej drogi, intensywnie się rozwijamy i zachęcamy wszystkich, którzy mają na to ochotę, aby dołączyli do naszej idei. Jesteśmy otwarci na sugestie i pomysły. Wierzymy, że nasze przedsięwzięcie jest wartościowe i ma sens, czego dowodem są nasi wspaniali klienci.
Myślę, że teraz nie macie Państwo już żadnych wątpliwości co do motywacji i kształtu działalności Lokalnego Rolnika. Ktoś może powiedzieć, że uzewnętrzniliśmy się ponad miarę. Skoro jednak dążymy do tego, aby nasi producenci nie byli dla Was anonimowi, inaczej nie mogliśmy postąpić. Cieszymy się, że jesteście teraz częścią naszej historii.
Wspaniały wręcz genialny pomysł! Od dawna szukałam towarów naprawdę ekologicznych a nie tylko eko z nazwy i z certyfikatem rzecz jasna lecz nie mającym do końca nic wspólnego z naturalnym składem bądź produkcją. Bardzo trafiony sposób na ekozakupy tym bardziej że ceny są przystępne dla przeciętnego Polaka, w przeciwieństwie do sklepów z tzw. „zdrową żywnością” gdzie ceny są czasem wysokie. Należę do jednej z warszawskich grup zakupowych i polecam innym gdyż jest to najlepszy sposób na zdrowe zakupy. Pozdrawiam
Nie mogę się doczekać pierwszych dostaw. Rewelacyjny pomysł. Gratuluję!
Gratulacje! Pomysł to strzał w 10 w dzisiejszych „zchemizowanych” czasach. Pozdrawiam pomysłodawców :))
Czy Lokalny Rolnik to tylko polska platforma? Czy istnieje też w innych krajach?
Ten system funkcjonuje w wielu krajach i to nie od wczoraj. W Polsce jako „Rolnictwo wspierane przez społeczność” (Community-supported agriculture). Oczywiście, pewne zasady mogą się różnić, ale nie główny trzon. Na pewno działa we Francji inicjatywa AMAP (był o tym film na kanale Planete, chyba Vu du ciel episode 5, http://www.reseau-amap.org/amap.php) i ogólne info: https://en.wikipedia.org/wiki/Community-supported_agriculture.
Pozdrawiam
Pomysł mnie urzekł 🙂
odnośnie mieszanki dającej efekty przy autyzmie u dzieci polecam wykład z You Tube Siła roślin i ziół w uzdrawianiu ludzi – Łukasz Lubicki – 12.07.2016, około 26:15
Życzę powodzenia we wszystkim!
[…] Świetnym rozwiązaniem dla osób, które pracują, nie mają możliwości robienia zakupów na bazarku, ani rodziny na wsi, od której dostają świeże jajka czy mięso z własnego chowu jest inicjatywa „Lokalny rolnik”. Słyszeliście o niej? To wirtualne targowisko, na którym można kupić zdrowe jedzenie bez chemii i konserwantów od lokalnych dostawców. Jej inicjatorami są Sylwia i Andrej Modic, których córka choruje na autyzm i ma silną alergię na konserwanty. Nie mogąc znaleźć dla swojej córki odpowiednich produktów w najbliższych sklepach, postanowili stworzyć inicjatywę grupowych zakupów dla osób świadomych, dbających o zdrowie, pasjonatów kulinarnych oraz wszystkich tych, którzy szukają dla siebie nowych rozwiązań w dziedzinie filozofii żywienia. Całą historię powstania „Lokalnego rolnika” możecie przeczytać tutaj. […]
To jest to, czego szukałam od lat. Dziękuję 🙂
Inicjatywa wspaniała. Ale mam wątpliwości:
Z czego utrzymuje się platforma? Czy strona ma model biznesowy, który pozwoli jej przetrwać po zakończeniu dotacji?
I czy pojawicie sie w Lublinie?
no proszę proszę ja też szukałam zdrowego jedzonka dla dziecka i znalazłam was 🙂
Pomysł świetny. Zakupiłam na „lokalny rolnik” mleko, serki i pasztet z gęsi…zapach, smak bomba. Mam nadzieję że „lokalny rolnik” rozwinie się w całym kraju…przede wszystkim dla zdrowia i dla rolnictwa żeby do końca przemysł ich nie wykończył. Ciekawa jestem jaki procent ceny towaru kupionego na „lokalny rolnik” trafia do rolnika.
Gratuluję świetnego pomysłu i wykonania. Po wielu zamówieniach w Polsce, bardzo brakuje mi takiego serwisu w Portugalii, której mieszkam 🙂
Takie świeże produkty to wręcz rarytas obecnych czasów! Wszędzie tylko konserwanty i chemia, nie ma to jak naturalne jedzenie!